Zaraz po meczu siatkarze z Jastrzębskiego Węgla zajechali
dosłownie na kilka chwil do hotelu, skąd musieli odebrać swoje bagaże. Jako, że
następny dzień miał być dla zawodników wolny Michał zdecydował, że zostanie w
Bydgoszczy z moją przyjaciółką jeszcze jeden dzień. Potrzebowali odrobinę
samotności i prywatności. Zapakowałam się więc razem z pozostałymi do autokaru,
w którym panowała iście imprezowa atmosfera. Thiago zabrał się za puszczanie
muzyki, czym niemiłosiernie irytował kierowcę. Malinowski analizował ostatnią
piłkę tego spotkania po raz setny chyba, więc wcale nie dziwiła mnie znudzona
mina Gierczyńskiego. Mój kuzyn planował razem z trenerem zakup jakiegoś piwa
bezalkoholowego w jakimś sklepie. Matteo natomiast siedział na samym tyle
pojazdu, rozmawiając z Russelem. Wcale nie było widać, że mnie obgaduje. To
niedyskretne pokazywanie palcem mojej osoby ani trochę o tym nie świadczyło.
- Podrzucą nas na dworzec –
szepnął Kuba, chwytając moją dłoń. Nasze palce jak zwykle splotły się na dowód,
jak bardzo do siebie pasujemy. – Skoczymy szybko po bilety i jedziemy do
Kędzierzyna.
- Pamiętam.
- Ach, no i Matt stwierdził, że
zabierze się z nami. – Mało brakowało, a zacisnęłabym obie dłonie w pięści. Nie
chciałam jednak tłumaczyć Kubie jak bardzo nienawidzę jego ulubionego Włocha. W
prawdzie zdawał sobie sprawę z tego, że miłości między nami nie ma, ale na ogół
staraliśmy się znosić nawzajem w jego obecności.
- Cudownie – wysyczałam,
wlepiając wzrok w szybę. Jak to dobrze, że cały autokar został oklejony
wizerunkiem Jastrzębskiego Węgla. Dzięki temu mogłam siedzieć ze skwaszoną miną
nie martwiąc się, że któraś z tych dziewczyn stojących na zewnątrz zrobi mi
zdjęcie.
Droga na dworzec dłużyła się niemiłosiernie. Najpierw
ugrzęźliśmy w korku tuż przed Rondem Fordońskim. I pomyśleć, że nasz hotel
mieścił się jakieś paręnaście metrów od niego. Kuba nerwowo spoglądał na
wyświetlacz swojej komórki sprawdzając, czy przypadkiem nie spóźnimy się na
pociąg. Moim obowiązkiem powinno być uspokojenie go chociaż trochę. Niestety
żadne, ciepłe słowa nie przychodziły do głowy. Siedziałam więc sztywno na swoim
miejscu, a kiedy twarz Martino pojawiła się na siedzeniu przede mną jakimś
cudem powstrzymałam się od pieprznięcia go w ten pusty łeb.
- Spędzimy razem dwa, cudowne
dni, mia cara – uśmiechnął się
uroczo, nawet nie próbując oderwać ode mnie spojrzenia. Kubie to nie
przeszkadzało. No pięknie! Może czasem zechciałby mnie nawet wypożyczać Matteo,
kiedy będzie mu się nudzić? Prychnęłam cicho, ale i tak nie przyciągnęłam tym
uwagi mojego chłopaka. – Widzę, że już się cieszysz.
- Jak jasna cholera –
odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. – Czy ty sobie wyznaczyłeś jako życiowy
cel, uprzykrzanie mojego życia?
W takich chwilach byłam prawie zadowolona, że Kuba nie
mówi po włosku. Mi się udało. Pobierałam lekcje tego języka już od pierwszych
lat życia. Wujek Mario przeniósł się do Polski i przez blisko dwa lata mieszkał
razem z nami. Po polsku mówił średnio, a jakoś musiałam się z nim dogadywać. No
i tak z czasem jakoś samo przyszło. Dzięki temu mogłam obrażać Martino w jego
ojczystym języku, a Kuba nie miał o niczym pojęcia.
- Nie pochlebiaj sobie – Włoch
puścił do mnie oczko. W tym samym momencie autokar zahamował gwałtownie,
zajeżdżając pod budynek dworca kolejowego w Bydgoszczy. Matteo o mały włos nie
przygrzał głową z oparcie fotela znajdującego się za nim. Panie kierowco, nie
można było mocniej wdepnąć ten hamulec? Westchnęłam, z rezygnacją podnosząc się
z miejsca.
Mroźne powietrze wypełniło moje płuca przypominając, że
jednak powinnam owinąć się tym szalikiem aż po sam czubek nosa. Zanim zdążyłam
to uczynić, Kuba odstawił swoją walizkę na podłogę i zarzucił swój wełniany
komin na moją szyję. Czubkiem nosa musnął skórę na moim policzku. Zadrżałam.
Wchodząc z
zakupionymi już biletami na peron zauważyłam, jak kilka osób patrzy z
zaciekawieniem na Kubę i Matteo. Ci dwaj jak zwykle pogrążyli się w rozmowie
dotyczącej najbliższej przyszłości. Och, co za szkoda, że mnie w tych planach
nie było. Znaczy… pojawiałam się chyba gdzieś tam w domyśle. Wtuliłam się więc
w mojego chłopaka, by chociaż na tyle się przydał. Osłaniał od wiatru. Jedna z
zalet takiego wzrostu.
- No gdzie ten pociąg? –
Mruknęłam, kiedy zegar wskazał osiemnastą trzydzieści. Według rozkładu, ta
stalowa puszka powinna właśnie zajeżdżać. Kuba potarł moje ramiona.
- Chyba przyjedzie z
opóźnieniem – powiedział po chwili, wskazując na tablicę informacyjną. –
Dziesięć minut.
- Fantastycznie.
To, że jakiś pociąg przyjedzie na czas jest tak samo
możliwe jak to, że kiedykolwiek będę w stanie spojrzeć na Martino bez ironii
oraz złości.
- Hania, a ty przypadkiem nie
powinnaś gdzieś na uczelni siedzieć? – Zapytał Matteo, spoglądając na mnie
chyba po raz pierwszy od chwili, kiedy wysiedliśmy z autokaru.
- Nie udawaj, że się o mnie
martwisz, co?
- Nie martwię się, chociaż jako
twój przyjaciel…
- Hola, hola! – Odsunęłam się od
Kuby i podeszłam do Martino, celując palcem wskazującym w jego klatkę
piersiową. – Ty się z tą przyjaźnią nie zapędzaj.
- Kiedy ja naprawdę chcę
traktować cię jak moją przyjaciółkę.
Włoch nachylił się, przez co nie musiałam już zadzierać
głowy tak wysoko. Przy okazji też ta paskudna twarz znalazła się zdecydowanie
za blisko mojej. Niewiele brakowało, a bym mogła zbadać każdy szczegół jego
ciemnych tęczówek. Otworzyłam usta, by rzucić jakąś uwagą, ale żadne słowo nie
chciało przejść przez gardło. Gdyby Kuba nie chwycił mojej dłoni i nie
przyciągnął do siebie… Sama nie wiem jak mogłoby się to skończyć.
Kiedy pociąg zajechał na stację, ludzie natychmiast
zaczęli pchać się do każdego, możliwego wejścia. Mój siatkarz pilnował, bym
przypadkiem nie wyciągnęła dłoni z jego uścisku. Było to trochę trudne biorąc
pod uwagę fakt, iż dodatkowo musiałam ciągnąć za sobą walizkę. Po wejściu do
wagonu okazało się, że na pusty przedział nie ma co liczyć. Do pierwszego
lepszego planowałam wepchnąć Martino, ale jednak byłoby mi go trochę szkoda.
Ludzie by coś do niego mówili, a biedaczek nie potrafiłby powiedzieć nawet
słowa po polsku. Do tego wszystkiego to ja byłam w posiadaniu biletów dla
naszej trójki. Nie, byłam zdecydowanie za dobrą osobą.
Jakimś cudem trafiliśmy na wolny przedział. Zaraz za nami
do środka rzecz jasna wepchnęły się trzy dziewczyny. Może nie były fankami
siatkówki i zwyczajnie zdecydowały się na zajęcie tych ostatnich, wolnych
miejsc? Całkiem możliwe, że byłam już za bardzo przewrażliwiona.
- Ach, bym zapomniał. Rodzice
zapraszają nas do siebie na kilka dni.
- Stęsknili się? – Uniosłam
pytająco brwi. Kuba skinął głową z uśmiechem. – Będą też jutro na meczu.
- To świetnie.
Z rodzicami Kuby miałam raczej dobre stosunki. Ucieszyli
się kiedy syn oznajmił, iż ma nieco starszą od siebie dziewczynę, z którą
planuje mieszkać w Jastrzębiu. Na moje nieszczęście lubili też Matteo. Przy
każdej okazji zachwycał ich swoim włoskim urokiem oraz prezentował się z jak
najlepszej strony. Co będzie, jeśli nie wytrzymam? Co będzie, jeśli przypieprzę
wreszcie temu idiocie piłką, albo nawet czymś cięższym?
- Hania, wyglądasz na
zdenerwowaną.
- A ty wyglądasz na kretyna –
odburknęłam, mierząc Matteo niechętnym spojrzeniem. Zupełnie tak samo, jak on
rozglądał się po przedziale. Teraz jednak przewrócił oczami, najwidoczniej
mając dość tych naszych ciągłych docinek. – No dobra. Musisz wiedzieć, że jeśli
nie zrobię na rodzicach Kuby dobrego wrażenia z twojej winy, to uszkodzę cię
tak byś już nigdy nie mógł zagrać.
- Grozisz, czy obiecujesz?
- Jedno i drugie.
- W takim razie rozejm? – Matt
wyciągnął w moją stronę dłoń. – No dawaj. To tylko czterdzieści osiem godzin
życia w przyjaźni.
- To zdecydowanie za dużo, ale
jeśli tego nie zrobię, pewnie będę żałować.
Uścisnęłam dłoń Matteo, który uśmiechał się szeroko.
Zerknęłam na Kubę, który spał już w najlepsze. No proszę, a ledwo opuściliśmy
Bydgoszcz.
Odautorsko: Rozdział oparty nieco na faktach. Znaczy ta historia, że sobie Kubuś pociągiem jechał. Osobiście widziałam, w przedziale obok siedziałam ;p I to głównie moja inspiracja była do napisania opowiadania, o. A teraz kryzys twórczy - znów. Może wyjazd do Zakopanego coś odmieni.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Matteo tak łatwo odpuści, i nie zrobi niczego,by się nie zbłaźniła przed rodzicami Kuby... Byłoby to zbyt piękne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Matt i rozejm? Nie wierzę O.o miał skrzyżowane palce? Coś wykombinuje?
OdpowiedzUsuńTo zbliżanie się Matteo do Hani i te dogryzania zmierzają moim zdaniem do jednego kierunku że prędzej czy później wylądują w swoich ramionach i to wcale nie jako przyjaciele. Cóż często tak to się kończy. Sama nie wiem jak to rozwiniesz. Kuba za to mógłby troszkę szerzej otworzyć te swoje oczęta i zobaczyć co dzieje się między jego przyjacielem a dziewczyną bo jak na razie to wygląda na to ze on niczego nie dostrzega a chyba powinien
OdpowiedzUsuńMatteo coś kombinuje. Tylko co? A ten rozejm, który zaproponował, wydaje mi się bardzo podejrzany.
OdpowiedzUsuńTen rozejm to będzie miał złe skutki, tak sobie myślę. A biedny Kuba to wszystko przespał, ech!
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze w Zakopanem i zbieraj wenę ;)
kufa! uwielbiam to opowiadanie, a Matteo z Hanią długo tak nie dadzą rady, już niedługo będzie gorąco, bardzo!
OdpowiedzUsuńja się nie zgadzam na rozejm!
OdpowiedzUsuńKuba jest ślepy jak kret.
iśka