7 kwietnia 2013

Rozdział 6



            Zaraz po meczu siatkarze z Jastrzębskiego Węgla zajechali dosłownie na kilka chwil do hotelu, skąd musieli odebrać swoje bagaże. Jako, że następny dzień miał być dla zawodników wolny Michał zdecydował, że zostanie w Bydgoszczy z moją przyjaciółką jeszcze jeden dzień. Potrzebowali odrobinę samotności i prywatności. Zapakowałam się więc razem z pozostałymi do autokaru, w którym panowała iście imprezowa atmosfera. Thiago zabrał się za puszczanie muzyki, czym niemiłosiernie irytował kierowcę. Malinowski analizował ostatnią piłkę tego spotkania po raz setny chyba, więc wcale nie dziwiła mnie znudzona mina Gierczyńskiego. Mój kuzyn planował razem z trenerem zakup jakiegoś piwa bezalkoholowego w jakimś sklepie. Matteo natomiast siedział na samym tyle pojazdu, rozmawiając z Russelem. Wcale nie było widać, że mnie obgaduje. To niedyskretne pokazywanie palcem mojej osoby ani trochę o tym nie świadczyło.
- Podrzucą nas na dworzec – szepnął Kuba, chwytając moją dłoń. Nasze palce jak zwykle splotły się na dowód, jak bardzo do siebie pasujemy. – Skoczymy szybko po bilety i jedziemy do Kędzierzyna.
- Pamiętam.
- Ach, no i Matt stwierdził, że zabierze się z nami. – Mało brakowało, a zacisnęłabym obie dłonie w pięści. Nie chciałam jednak tłumaczyć Kubie jak bardzo nienawidzę jego ulubionego Włocha. W prawdzie zdawał sobie sprawę z tego, że miłości między nami nie ma, ale na ogół staraliśmy się znosić nawzajem w jego obecności.
- Cudownie – wysyczałam, wlepiając wzrok w szybę. Jak to dobrze, że cały autokar został oklejony wizerunkiem Jastrzębskiego Węgla. Dzięki temu mogłam siedzieć ze skwaszoną miną nie martwiąc się, że któraś z tych dziewczyn stojących na zewnątrz zrobi mi zdjęcie.
            Droga na dworzec dłużyła się niemiłosiernie. Najpierw ugrzęźliśmy w korku tuż przed Rondem Fordońskim. I pomyśleć, że nasz hotel mieścił się jakieś paręnaście metrów od niego. Kuba nerwowo spoglądał na wyświetlacz swojej komórki sprawdzając, czy przypadkiem nie spóźnimy się na pociąg. Moim obowiązkiem powinno być uspokojenie go chociaż trochę. Niestety żadne, ciepłe słowa nie przychodziły do głowy. Siedziałam więc sztywno na swoim miejscu, a kiedy twarz Martino pojawiła się na siedzeniu przede mną jakimś cudem powstrzymałam się od pieprznięcia go w ten pusty łeb.
- Spędzimy razem dwa, cudowne dni, mia cara – uśmiechnął się uroczo, nawet nie próbując oderwać ode mnie spojrzenia. Kubie to nie przeszkadzało. No pięknie! Może czasem zechciałby mnie nawet wypożyczać Matteo, kiedy będzie mu się nudzić? Prychnęłam cicho, ale i tak nie przyciągnęłam tym uwagi mojego chłopaka. – Widzę, że już się cieszysz.
- Jak jasna cholera – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. – Czy ty sobie wyznaczyłeś jako życiowy cel, uprzykrzanie mojego życia?
            W takich chwilach byłam prawie zadowolona, że Kuba nie mówi po włosku. Mi się udało. Pobierałam lekcje tego języka już od pierwszych lat życia. Wujek Mario przeniósł się do Polski i przez blisko dwa lata mieszkał razem z nami. Po polsku mówił średnio, a jakoś musiałam się z nim dogadywać. No i tak z czasem jakoś samo przyszło. Dzięki temu mogłam obrażać Martino w jego ojczystym języku, a Kuba nie miał o niczym pojęcia.
- Nie pochlebiaj sobie – Włoch puścił do mnie oczko. W tym samym momencie autokar zahamował gwałtownie, zajeżdżając pod budynek dworca kolejowego w Bydgoszczy. Matteo o mały włos nie przygrzał głową z oparcie fotela znajdującego się za nim. Panie kierowco, nie można było mocniej wdepnąć ten hamulec? Westchnęłam, z rezygnacją podnosząc się z miejsca.
            Mroźne powietrze wypełniło moje płuca przypominając, że jednak powinnam owinąć się tym szalikiem aż po sam czubek nosa. Zanim zdążyłam to uczynić, Kuba odstawił swoją walizkę na podłogę i zarzucił swój wełniany komin na moją szyję. Czubkiem nosa musnął skórę na moim policzku. Zadrżałam.
Wchodząc z zakupionymi już biletami na peron zauważyłam, jak kilka osób patrzy z zaciekawieniem na Kubę i Matteo. Ci dwaj jak zwykle pogrążyli się w rozmowie dotyczącej najbliższej przyszłości. Och, co za szkoda, że mnie w tych planach nie było. Znaczy… pojawiałam się chyba gdzieś tam w domyśle. Wtuliłam się więc w mojego chłopaka, by chociaż na tyle się przydał. Osłaniał od wiatru. Jedna z zalet takiego wzrostu.
- No gdzie ten pociąg? – Mruknęłam, kiedy zegar wskazał osiemnastą trzydzieści. Według rozkładu, ta stalowa puszka powinna właśnie zajeżdżać. Kuba potarł moje ramiona.
- Chyba przyjedzie z opóźnieniem – powiedział po chwili, wskazując na tablicę informacyjną. – Dziesięć minut.
- Fantastycznie.
            To, że jakiś pociąg przyjedzie na czas jest tak samo możliwe jak to, że kiedykolwiek będę w stanie spojrzeć na Martino bez ironii oraz złości.
- Hania, a ty przypadkiem nie powinnaś gdzieś na uczelni siedzieć? – Zapytał Matteo, spoglądając na mnie chyba po raz pierwszy od chwili, kiedy wysiedliśmy z autokaru.
- Nie udawaj, że się o mnie martwisz, co?
- Nie martwię się, chociaż jako twój przyjaciel…
- Hola, hola! – Odsunęłam się od Kuby i podeszłam do Martino, celując palcem wskazującym w jego klatkę piersiową. – Ty się z tą przyjaźnią nie zapędzaj.
- Kiedy ja naprawdę chcę traktować cię jak moją przyjaciółkę.
            Włoch nachylił się, przez co nie musiałam już zadzierać głowy tak wysoko. Przy okazji też ta paskudna twarz znalazła się zdecydowanie za blisko mojej. Niewiele brakowało, a bym mogła zbadać każdy szczegół jego ciemnych tęczówek. Otworzyłam usta, by rzucić jakąś uwagą, ale żadne słowo nie chciało przejść przez gardło. Gdyby Kuba nie chwycił mojej dłoni i nie przyciągnął do siebie… Sama nie wiem jak mogłoby się to skończyć.
            Kiedy pociąg zajechał na stację, ludzie natychmiast zaczęli pchać się do każdego, możliwego wejścia. Mój siatkarz pilnował, bym przypadkiem nie wyciągnęła dłoni z jego uścisku. Było to trochę trudne biorąc pod uwagę fakt, iż dodatkowo musiałam ciągnąć za sobą walizkę. Po wejściu do wagonu okazało się, że na pusty przedział nie ma co liczyć. Do pierwszego lepszego planowałam wepchnąć Martino, ale jednak byłoby mi go trochę szkoda. Ludzie by coś do niego mówili, a biedaczek nie potrafiłby powiedzieć nawet słowa po polsku. Do tego wszystkiego to ja byłam w posiadaniu biletów dla naszej trójki. Nie, byłam zdecydowanie za dobrą osobą.
            Jakimś cudem trafiliśmy na wolny przedział. Zaraz za nami do środka rzecz jasna wepchnęły się trzy dziewczyny. Może nie były fankami siatkówki i zwyczajnie zdecydowały się na zajęcie tych ostatnich, wolnych miejsc? Całkiem możliwe, że byłam już za bardzo przewrażliwiona.
- Ach, bym zapomniał. Rodzice zapraszają nas do siebie na kilka dni.
- Stęsknili się? – Uniosłam pytająco brwi. Kuba skinął głową z uśmiechem. – Będą też jutro na meczu.
- To świetnie.
            Z rodzicami Kuby miałam raczej dobre stosunki. Ucieszyli się kiedy syn oznajmił, iż ma nieco starszą od siebie dziewczynę, z którą planuje mieszkać w Jastrzębiu. Na moje nieszczęście lubili też Matteo. Przy każdej okazji zachwycał ich swoim włoskim urokiem oraz prezentował się z jak najlepszej strony. Co będzie, jeśli nie wytrzymam? Co będzie, jeśli przypieprzę wreszcie temu idiocie piłką, albo nawet czymś cięższym?
- Hania, wyglądasz na zdenerwowaną.
- A ty wyglądasz na kretyna – odburknęłam, mierząc Matteo niechętnym spojrzeniem. Zupełnie tak samo, jak on rozglądał się po przedziale. Teraz jednak przewrócił oczami, najwidoczniej mając dość tych naszych ciągłych docinek. – No dobra. Musisz wiedzieć, że jeśli nie zrobię na rodzicach Kuby dobrego wrażenia z twojej winy, to uszkodzę cię tak byś już nigdy nie mógł zagrać.
- Grozisz, czy obiecujesz?
- Jedno i drugie.
- W takim razie rozejm? – Matt wyciągnął w moją stronę dłoń. – No dawaj. To tylko czterdzieści osiem godzin życia w przyjaźni.
- To zdecydowanie za dużo, ale jeśli tego nie zrobię, pewnie będę żałować.
            Uścisnęłam dłoń Matteo, który uśmiechał się szeroko. Zerknęłam na Kubę, który spał już w najlepsze. No proszę, a ledwo opuściliśmy Bydgoszcz.

Odautorsko: Rozdział oparty nieco na faktach. Znaczy ta historia, że sobie Kubuś pociągiem jechał. Osobiście widziałam, w przedziale obok siedziałam ;p I to głównie moja inspiracja była do napisania opowiadania, o. A teraz kryzys twórczy - znów. Może wyjazd do Zakopanego coś odmieni.

7 komentarzy:

  1. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Matteo tak łatwo odpuści, i nie zrobi niczego,by się nie zbłaźniła przed rodzicami Kuby... Byłoby to zbyt piękne.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matt i rozejm? Nie wierzę O.o miał skrzyżowane palce? Coś wykombinuje?

    OdpowiedzUsuń
  3. To zbliżanie się Matteo do Hani i te dogryzania zmierzają moim zdaniem do jednego kierunku że prędzej czy później wylądują w swoich ramionach i to wcale nie jako przyjaciele. Cóż często tak to się kończy. Sama nie wiem jak to rozwiniesz. Kuba za to mógłby troszkę szerzej otworzyć te swoje oczęta i zobaczyć co dzieje się między jego przyjacielem a dziewczyną bo jak na razie to wygląda na to ze on niczego nie dostrzega a chyba powinien

    OdpowiedzUsuń
  4. Matteo coś kombinuje. Tylko co? A ten rozejm, który zaproponował, wydaje mi się bardzo podejrzany.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozejm to będzie miał złe skutki, tak sobie myślę. A biedny Kuba to wszystko przespał, ech!

    Baw się dobrze w Zakopanem i zbieraj wenę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. kufa! uwielbiam to opowiadanie, a Matteo z Hanią długo tak nie dadzą rady, już niedługo będzie gorąco, bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  7. ja się nie zgadzam na rozejm!
    Kuba jest ślepy jak kret.
    iśka

    OdpowiedzUsuń